– Choleraaaaa! Aaaa! – donośny krzyk odbijał się między regałami w supermarkecie. Postawny mężczyzna zdzierał z siebie bawełniany t-shirt. Koszulka już dawno zapomniała, jak to jest być świeżym odcieniem bieli. Szare strzępy przepoconej bawełny lądowały na sklepowych półkach. Mężczyzna chaotycznymi ruchami odgarniał z czoła tłuste włosy. Czyżby szaleniec nie mógł znaleźć działu z szamponami? Wydaje się to mało prawdopodobne. Rozbiegane oczy próbowały zakotwiczyć się w oceanie produktów spożywczych. Nieposłuszne ręce zamaszyście zgarniały je na podłogę. Postać stała kilka minut nieruchomo. Jedynie głośne sapanie oznajmiało wszystkim świadkom, że osobnik żyje. Klienci niespokojnie spoglądali na siebie i pytali, gdzie jest ochrona. Wtem jegomość wrócił do swojego show. Odwiązał supeł na jutowym sznurku, który przytrzymywał spodnie w kolorze khaki. Widowni ukazał się brudny, nagi mężczyzna. Trudno było odróżnić naturalny zarost od brudu. Stopy z długimi pożółkłymi paznokciami odbijały się w jasnej posadzce. W kątach pomieszczenia było słychać szloch dzieci.
– Choleraaaaaa! – krzyk szaleńca ponownie rozniósł się w sklepie.
W tym samym czasie pan Mietek z ochrony wrócił z toalety. Rozsiadł się wygodnie w fotelu przed ścianą z ekranami monitoringu. Gwałtownie odepchnął się od biurka i podjechał fotelem pod lodówkę. Wyciągnął z niej opakowanie ulubionej sałatki Colesław i uśmiechnął się do siebie. Po zerwaniu wieczka wiosłował łapczywie widelcem.
– Hmm. Hmm. – mruczał wpatrzony w mieszankę warzyw z majonezem. Gdy zorientował się, że skrobie widelcem po dnie pudełka, poklepał się po brzuchu i wytarł w rękaw resztkę śliny na brodzie. Zadowolony z siebie oparł się wygodnie w fotelu, ledwo przytrzymując powieki przed zamknięciem. Gdy leniwie musnął spojrzeniem ekrany monitoringu, zerwał się z fotela i pędem ruszył w kierunku hali sprzedaży.