Krystyna sadziła bratki w ogródku, gdy jej łopatka trafiła na metalowy przedmiot. Dźwięczny odgłos, jak dzwony w katedrze, obijał się w jej głowie. Szum w uszach i ból w skroniach nie pozwolił jej trzeźwo myśleć. Niezgrabnie podniosła się i otrzepała dżinsy na kolanach. Podpierając prawą dłonią lędźwie, pokuśtykała do altanki. Przycupnęła na chwiejącym się taborecie i niepewną dłonią wlała do kieliszka stojącą na stoliku porzeczkówkę. Butelka z nalewką czekała na Czesię z działeczki obok. Już było południe a sąsiadki jeszcze nie było. Działkowiczki od lat maja wszystko przećwiczone. Kilka kielichów w południe, tak na szybki rozruch, a potem prace w ogródku.

– Człowiek to wypoci. Nic się Krysia nie bój, wrócimy na rowerach. Nawet jak nas policja złapie, to wiesz, to są takie chłopaki jak nasze synki, prawda. Matce mandatu by nie wlepił jeden czy drugi – mawiała Czesia.

Krysia spojrzała na wybieloną ścianę w domku, na której wisiał zegar. Dziwne, że Czesi jeszcze nie ma. Zabiorę się sama za wykopanie tego metalowego cholerstwa. Jak pomyślała, tak zrobiła. Przed wyjściem z domku jeszcze chlusnęła w gardło kolejny kieliszek czerwonego płynu. Potem wyciągnęła z szopki sztychówkę i ruszyła w stronę rabatki. Ból w kościach popuścił i Krystyna niczym młoda łania skakała między grządkami. Stopą wsunięta w ocieplany gumowiec naciskała na narzędzie. Raz za razem metal szpadli wsuwał się w wilgotną ziemię i napotykał barierę. Krystyna zamaszystymi ruchami odrzucała ziemię na bok, łamiąc tuzin czerwonych tulipanów. Nagle spod ziemi wyłonił się skrawek przedmiotu w srebrnym kolorze. Kobiecina przysłoniła dłonią oczy, tak  bardzo raziły ją odbijane promienie słońca. Przesunęła się o długość stopy w prawo i kontynuowała pracę.

Wykopki, wykopki, ciekawe co to za szopki, ciekawe co to za ziemniak – zaśpiewała wymyśloną piosenkę i roześmiała się w sobie. Ciężka praca skłoniła ją do rozmyślań o rodzinie. Myśli pędziły różnymi ścieżkami. Nigdy ani mama ani tata nie wspominali, że coś dużego zakopali na działce. Zresztą odkąd pamięta nie słyszała historii rodzinnych ze strony ojca. Jedyne co wiedziała to to, że tata przyjechał z daleka. Z jakiego daleka? Tego nikt nigdy jej nie wyjaśnił. Temat rodziny ojca był tematem tabu. Kiedy podrosła przestała pytać o drugą babcię i dziadka. Miała dość zbywania pytań milczeniem.

W trakcie rozmyślań nie przestawała kopać. Działkowiczka stała już po kolana w dołku, kiedy krople potu słynęły na jej pomarszczone czoło. Podwinęła rękawy kraciastej koszuli i przerzucała dalej ziemię. Ubranie przykleiło się jej do pleców i wtedy wyłonił się owalny przedmiot. Oczom Krystyny ukazał się statek UFO.

– Czy to taty? – zapytała na głos, ale odpowiedziało jej ćwierkanie wróbli.

Z bezruchu wyrwał ją głos Czesi, która stała przy furtce i podparła się pod boki.

– Krysia! I jak cię tu samą zostawić na godzinę, kiedy ty takie instalacje na bratki tworzysz.