– Prawa, lewa. No, już! Jeszcze raz! Prawa, lewa! – na klatce schodowej echo odbija zniecierpliwiony głos kobiety. Ciężko stawiane kroki zaraz obudzą sąsiadów. Dla niejednego będzie to wydarzenie godne stania przy wizjerze lub co gorsze w drzwiach. Wątłe ciała staruszków oplecione spranymi szlafrokami z zaciekawieniem będą śledzić naszych bohaterów. Rozrywka pierwsza klasa! I to o trzeciej nad ranem!

Dudnienie kroków rozchodziło się w rytm głosu; prawa, lewa, prawa, lewa.

– Jeszcze dwa piętra – wyszeptała kobieta. Nagle ciężki przedmiot odbił się od barierki i spadł nieco niżej. Stukot obcasów podążył za nim.

– Zajebiście! No, jeszcze raz. Prawa, lewa, prawa, lewa – delikatny głos powtarzał mantrę, jakby dążył do zbawienia.

W tym samym czasie w mieszkaniu pod numerem dwa coś obudziło pana Tadeusza. Usiadł na wersalce i zastanowił się, czy to był sen, czy jego siedemdziesięcioletnie ciało już się wyspało. Odgłosy dochodzące z klatki schodowej zapraszały go do wizjera. Wsunął bose stopy w filcowe pantofle, a na przygarbione plecy zarzucił kraciasty szlafrok. Zaświecił nocną lampkę i niczym ninja ruszył w kierunku drzwi wejściowych do mieszkania. Wspiął się na palcach i delikatnie odsunął metalową zaślepkę. Przyłożył oko i ujrzał czuprynę sąsiadki spod 6. Jej włosy opadały na gładkie plecy, które odsłaniała obcisła sukienka. Kobieta siłowała się ze swoim facetem, któremu co chwilę nogi się rozjeżdżały. Tadeuszowi zrobiło się żal pięknej brunetki, niestety nie mógł jej pomóc. Postanowił położyć się jeszcze do łóżka. Stopy miał lodowate. Gdy przyłożył głowę do poduszki, to dochodził do niego cichnący głos – prawa, lewa, prawa, lewa. Chwilę wiercił się, zanim zasnął.

Nasza bohaterka ostatkiem sił dotarła pod swoje mieszkanie. Z ulgą spojrzała na numer 6 i zaczęła szukać kluczy. Wsparty na jej ramieniu mężczyzna coś bełkotał, lecz ona nie zwracała na to uwagi. Nagle pęk kluczy z brzdękiem upadł na posadzkę.

– No są – powiedziała kobieta. Kiedy otwarła drzwi, to razem z nią do mieszkania wtoczył się jej facet. Mocno przytrzymał ją w pasie, a ona z obrzydzeniem odchyliła głowę. Na jej twarzy wylądował podmuch z jego ust, cudny aromat jak z kutra rybackiego. Zdołał wybełkotać kocham, zanim całym ciałem wpadł na białą szafkę. Potem upadł na podłogę, obdzierając twarz o wykładzinę. Brunetka jeszcze próbowała go podnieść, jednak zrezygnowała. Dwoma palcami sprawdziła puls i lekko rozbawiona powiedziała sama do siebie – mission complete. Szpilki kopnęła w kąt przedpokoju, zsunęła sukienkę, a zrolowane rajstopy i bieliznę wrzuciła do prania. Do wanny napuściła wody i zanurzyła się w relaksującej kąpieli. Gdy udała się do sypialni, to cieszyła się, że śpi sama. Już wiedziała. Przyszedł czas na zmiany.